Jak Linkin Park – Hybrid Theory wylądował na moim top 10 słuchanych albumów.

Hybrid Theory została wydana w 24 października 2000, co oznacza, że od premiery dzieli nas 8016 dni, 21 lat, 11 miesięcy i 11 dni.

Z Grześkiem kumplowalismy się od 4tej klasy podstawówki. Siedział przedemna na polskim z panią Kowalską i generalnie wymienialiśmy się płytami i dzięki temu każde z nas miało dopbrze skomponowaną biblioteczkę spiraconych CD jako blokowe dzieciaki lat 12.

Grzesiek miał Hybrid Theory i pożyczył mi, żebym sobie “przegrała”. Na mojej płycie, zjechanej jak tylko można, Papercut (utwój nr 1) nigdy nie odtwarzał się bez glitchów. Trochę smutno, bo nigdy nie wiedziałam do końca jak brzmi ten kawałek… Do teraz!

Zażartowałam sobie ostatnio, że skoro kupiłam sobie Avril Lavigne “Let go” oryginalne CD po 20 latach od wydania za 7 dkk na pchlim targu, to teraz powinnam sobie poszukać, czegoś co naprawdę chciałam mieć jako nastolatka. Powiedziałam coś, jakby “jedynym albumen, którego teraz potrzebuję jest Linkin Park – Hybrid Theory” . I wiecie co? Mój mąż jest mistrzem wychwytywania takich kwiatków – po tygodniu przysła pocztą paczuszka z albumem z drugiej ręki. Jaram się.

Natomiast rozmyślania mam teraz inne – CHOLERA JASNA, TO JUZ 20 LAT?! Hybrid Theory to kompletny album, bez wypełniaczy, którego słucha się od początku do końca. Linkini jako pierwsi zrobili coś nie do podrobienia -te sample nie sią wymuszonym dodatkiem, który odstaje od całości. Scratche nie rujnują kompozycji i nie powodują, że chcesz przeskoczyć do następnego utworu. Ten album jest po prostu DOBRY.

Leave a comment